Rejs po Morzu Śródziemnym został zorganizowany przez greckie
biuro podróży Linda
z Częstochowy.
W zakupie skierowań pośredniczył Dział Socjalny Uniwersytetu
Śląskiego.
Uczestnicy wyjazdu, głównie pracownicy Uniwersytetu Śląskiego w
Katowicach, zebrali się we wtorkowy poranek przed gmachem Rektoratu o godzinie
6.30. Autokar z firmy Gromada został podstawiony około godziny 7.00. 45 minut
poźniej wyjechaliśmy w podróż.
Jechaliśmy przez Tychy, Pszczynę, Bielsko-Białą
do Cieszyna. Tam przekroczyliśmy granicę. Dalej jechaliśmy przez Czechy i Austrię
do Włoch.
Następnego dnia rano dotarliśmy do Loreto.
Zwiedzaliśmy
Bazylikę Matki Bożej Loretańskiej oraz cmentarz polskich żołnierzy.
Około godziny
11.00 udaliśmy się w kierunku portu w Anconie. Weszliśmy na prom ekspresowy
"Blue
Star 1 Ferries" i kilka minut po godzinie 12.00 odpłynęliśmy.
Prom
był luksusowy. Na pokładzie znajdował się basen oraz kasyno, kawiarnie
i restauracje.
Do otwarcia kabiny służyła karta magnetyczna. Kabina była klimatyzowana i miała
pełny węzeł sanitarny. Rejs promem trwał ponad 20 godzin. Był naprawdę wspaniały,
a ponadto, dzięki stabilizatorom, nikt nie odczuwał kołysania, no chyba, że...
za długo posiedział w restauracji...
W czwartek, 14 września, wpłynęliśmy
do greckiego portu w Patras na Poloponezie. Byliśmy więc w Grecji.
Po
zejściu z promu, wsiedliśmy do naszego autokaru i udaliśmy się w kierunku Kanału
Korynckiego. Przejeżdżając przez Poloponez widzieliśmy fatalne skutki niedawnych
pożarów.
Nad Kanałem Korynckim zrobiliśmy zdjęcia. Pogoda była wspaniała.
Mieliśmy szczęście, gdyż przepływał właśnie statek i można było zaobserwować słynne
złudzenie optyczne. Kiedy przepłynął statek, ponownie można powiedzieć, że mieliśmy
szczęście, gdyż przez most nad Kanałem przejeżdżał pociąg. Jak mawiają Grecy,
pełnia szczęścia jest wtedy, gdy jednocześnie płynie statek i przejeżdża pociąg.
No cóż, może następnym razem?...
Po godzinnej przerwie, wsiedliśmy w autokar
i pojechaliśmy do Aten, aby zwiedzić wzgórze Akropolu. I tu - zaskoczenie.
Świątynię na Akropolu... budują na nowo (!), tzn. dobudowywane są jej kolejne
fragmenty. Kiedy byliśmy tam cztery lata temu (1996) były większe ruiny. Są na
to dowody w postaci zdjęć
z tamtego okresu. Widocznie tak Grecy rozumieją
konserwację zabytków...
Po zwiedzeniu wzgórza Akropolu i Stadionu Olimpijskiego
w Atenach udaliśmy się do portu w Pireusie. Tam ponad godzinę czekaliśmy w kolejce
na odprawę paszportową. Odprawa była konieczna, gdyż mieliśmy być zaokrętowani
na statek cypryjski, a zatem opuszczaliśmy terytorium Unii Europejskiej, gdyż
Cypr nie jest państwem unijnym.
Statek "Nissos Kypros",
pływający pod banderą cypryjską, stał się dla nas hotelem i środkiem lokomocji.
Nasz
autokar został na strzeżonym parkingu w Pireusie.
Warunki podróżowania statkiem
nie były takie, jak na promie, ale nie było powodów do narzekań. No, może niektórzy
nie byli zachwyceni kabinami na najniższym pokładzie, czyli pod garażami, a więc
i pod lustrem wody. Z czasem jednak okazało się, że mieszkanie tam miało swoje
zalety.
Na statku były aż trzy posiłki dziennie w niezłej restauracji, w tym
dwa obiady, bardzo smaczne.
Była jeszcze kawiarnia, w której można było przesiadywać
wieczorami
i uczestniczyć w programie artystycznym, który rozpoczynał się
po godzinie 21.00 i trwał do późnych godzin nocnych.
Oprócz naszej grupy, płynęło
jeszcze pięć innych grup polskich. A ponieważ statek ten był jednocześnie statkiem
liniowym - płynęło nim także wielu cudzoziemców, głównie Greków.
Pewnym zaskoczeniem
był fakt, że zdecydowaną większość obsługi oraz część załogi stanowili Rosjanie.
Nawet tancerki podczas wieczornego show były Rosjankami. No cóż, czasami dziwne
odnosiło się wrażenie, że cofnęliśmy się
w wiadome czasy...
W piątek,
15 września, około godziny 7.30, dopłynęliśmy do greckiej wyspy Patmos,
czyli wyspy św. Jana Ewangelisty. Tam zwiedzaliśmy dwa klasztory.
W jednym
z nich przebywał św. Jan Ewangelista, który miał wtedy liczne widzenia i podyktował
swojemu uczniowi Księgę Apokalipsy.
Inny klasztor, położony najwyżej na wyspie,
był równie interesujący. I tam panowała specyficzna atmosfera.
Po około czterech
godzinach pobytu na wyspie Patmos, odłynęliśmy o godzinie 12.00 w kierunku Rodos.
Około
godziny 16.30 zawinęliśmy do portu Rodos na Wyspie Rodos. Tam do późnych
godzin wieczornych zwiedzaliśmy starówkę miasta Rodos, a niektórzy znaleźli nawet
czas, aby pójść na plażę i wykąpać się w morzu.
Kilka minut po godzinie 22.00
odpłynęliśmy w kierunku Cypru.
Do portu Limassol na Cyprze dotarliśmy
następnego dnia, około godziny 14.30. Była sobota, 16 września.
Na wybrzeżu
czekał na nas autokar. Kiedy wsiadaliśmy do niego od strony kierowcy zorientowaliśmy
się, że na Cyprze jest lewostronny ruch uliczny. Wcześniej zadawaliśmy sobie pytanie:
dlaczego waluta na Cyprze nazywa się funt cypryjski? A teraz jeszcze do tego lewostronny
ruch. Wszystko niebawem się wyjaśniło. Przewodniczka z Cypru opowiedziała nam
o latach panowania Anglików na Cyprze i pokazała miejsca, gdzie jeszcze dzisiaj
są 'miasta w mieście', a właściwie - 'państwa w mieście', gdzie mieszkają, niedaleko
koszar, brytyjscy żołnierze. Oni mają tu wszystko. To swoista enklawa i zjawisko
na Cyprze, oczywiście w greckiej części tej Wyspy.
W przewodnikach Cypr
przedstawiany jest jako Wyspa Afrodyty. Gdzie zatem udaliśmy się? Właśnie
tam! Jadąc w kierunku miasta Pafos, zatrzymaliśmy się na wybrzeżu, skąd roztaczał
się wspaniały widok na niedaleko wystającą z wody skałę, w pobliżu której wynurzyła
się kiedyś Afrodyta. Ileż tu zrobiono zdjęć!...
Po krótkim postoju udaliśmy
się do Pafos. Tam zwiedzaliśmy ruiny, wśród których znajduje się słynny
pręgież, do którego był w swoim czasie przywiązany św. Paweł, gdy był biczowany
za to, że usiłował ewangelizować Cypr.
W Pafos było również "drzewo
szczęścia", do którego należało przywiązać chusteczkę i wypowiedzieć
po cichu swoje życzenia...
Potem był jeszcze spacer po porcie jachtowym.
W
drodze powrotnej do Limassol, zatrzymaliśmy się na ponad godzinę na plaży, w miejscu,
gdzie wynurzyła się Afrodyta. Można było tam wykąpać się. Z tej okazji skorzystały
przede wszystkim kobiety, gdyż jak głosi legenda, pływając
w tym miejscu i
opływając skałę, kobiety stają się... młodsze o 10 lat! No cóż, efekty nie były
aż tak widoczne, jak oczekiwano, ale później okazało się, że musi być jeszcze
północ i pełnia księżyca, a więc to z pewnością dlatego! ;-)
Z Limassol na
Cyprze wypłynęliśmy o godzinie 22.30.
O godzinie 7.00 rano, następnego
dnia, czyli 17 września w niedzielę, dotarliśmy do Hajfy w Izraelu.
Po
nieco przedłużającej się, ale niemal bezproblemowej, odprawie paszportowej, zeszliśmy
na ląd, wsiedliśmy do izraelskiego autokaru i pojechaliśmy w kierunku Betlejem,
mijając po drodze Tel Aviw oraz Jerozolimę.
Betlejem
leży w Autonomii Palestyńskiej. Wpuszczono nas tam jednak bez żadnych problemów.
Najpierw był sklep z pamiątkami prowadzony przez Arabów-chrześcijan. Obsługa doskonale
znała język... rosyjski!...
Po godzinnym pobycie w sklepie wsiedliśmy do autokaru
i pojechaliśmy
w kierunku Bazyliki Narodzenia w Betlejem. Dojście z parkingu
zajęło nam 10 minut. Atmosfera była niesamowita. Ogromna cisza, wszędzie patrzący
na nas Palestyńczycy i policja palestyńska. W pewnym momencie Mezuin rozpoczął
modły na niedalekim minarecie. Jego śpiew modlitewny dopełnił całość. Miało się
wrażenie, że rzeczywiście jest się w nieznanym i nowym miejscu, tak daleko od
domu!...
W Bazylice Narodzenia byliśmy ponad godzinę. Przeżycie ogromne!
Być
w miejscach, gdzie narodził się Jezus! To niesamowite uczucie!...
Z
Betlejem pojechaliśmy w kierunku Jerozolimy.
Po drodze zatrzymaliśmy się na
przepięknym tarasie widokowym, z którego roztaczał się wspaniały widok na Jerozolimę!...
Do
Starej Jerozolimy weszliśmy przez bramę i znaleźliśmy się w dzielnicy chrześcijańskiej.
Udaliśmy się do Bazyliki Grobu Pańskiego, w której jest Golgota, płyta,
na której złożony był Chrystus po zdjęciu z krzyża oraz grota, gdzie złożono Jego
ciało, zanim zmartwychwstał.
Dużo ludzi mówiących w różnych językach i niesamowity
nastrój spotęgowany również tym, że w Bazylice znalazło miejsce tyle wyznań i
są tam tak różni wyznawcy...
Po wyjściu z Bazyliki Grobu Pańskiego, przeszliśmy
przez dzielnicę muzułmańską i weszliśmy do dzielnicy żydowskiej.
Przed wejściem
każdy musiał poddać się szczegółowej kontroli.
Przed nami roztaczał się wspaniały
widok na Ścianę Płaczu. Każdy z nas podszedł do niej, przy czym kobiety
udały się do części przeznaczonej dla nich, a mężczyźni do części wyznaczonej
dla mężczyzn. Każdy mężczyzna musiał mieć na głowie kepełe. Niektórzy włożyli
w Ścianę Płaczu kartkę z prośbami do Boga...
Starą Jerozolimę opuściliśmy
pełni wrażeń i niesamowitych przeżyć.
Autokar czekał na nas poza murami starej
Jerozolimy, niedaleko dzielnicy żydowskiej. Wsiedliśmy i udaliśmy się w drogę
powrotną do Hajfy, gdzie
w porcie czekał statek.
Z okna autokaru patrzyliśmy
jeszcze na inne miejsca, w których nie byliśmy,
a w których, być może, jeszcze
kiedyś będziemy, wybierając się docelowo do Ziemi Świętej...
Do portu w Hajfie
wróciliśmy późnym wieczorem. Weszliśmy na statek
i o godzinie 22.30 odpłyneliśmy
z Hajfy.
Naszym kolejnym celem podróży był Egipt.
Do Port Saidu
w Egipcie zawitaliśmy w poniedziałek, 18 września.
Wszystkie grupy ze statku
zajęły miejsca w swoich autokarach. Uformował się tym samym konwój ośmiu autokarów:
sześć z turystami z Polski, jeden
z Niemcami i jeden z Anglikami i Holendrami.
Na czele konwoju jechał na motocyklu policjant, za nim samochód wojskowy z żołnierzami,
którzy mieli broń gotową do strzału, potem były autokary i na końcu konwoju -
ponownie żołnierze.
W konwoju pokonaliśmy dystans około 240 km, jadąc z prędkością
100-110 km/h. Około godziny 11.30 byliśmy w Kairze.
Autokary podjechały
pod gmach muzeum, gdzie weszliśmy i oglądaliśmy różne eksponaty przez ponad dwie
godziny.
Z
muzeum w Kairze udaliśmy się do niedalekiej Gizy, aby zobaczyć piramidy
i Sfinksa. Przejechaliśmy więc Nil i byliśmy w Gizie...
Piramidy i pustynia
rzeczywiście robią wrażenie. Byliśmy nawet we wnętrzu jednej z piramid. A do tego
Arabowie na wielbłądach, afrykańskie słońce i... ogromne brzemię historii!...
Równie
duże wrażenie robi dostojny Sfinks!...
Pobyt w Gizie był inny niż wszystko
dotychczas!...
Z Gizy przyjechaliśmy ponownie do Kairu.
Tym razem jednak
naszym celem był sklep z papirusami. Można było tam kupić papirusy oraz zapoznać
się z procesem ich powstawania.
W sklepie można było również odebrać zamówione
wcześniej w autokarze złote lub srebrne kartusze, na których umieszczono na życzenie
imię lub inicjały zapisane za pomocą hieroglifów.
Złote kartusze, małej i średniej
wielkości, były naprawdę ładne! I pomyśleć, że kiedyś kartusze ze swoim imieniem
mogli nosić wyłącznie faraonowie, czyli bogowie, a dzisiaj może każdy, kto ma
przynajmniej około 100 dolarów na zamówienie kartusza...
Po wyjściu ze sklepu
pożegnaliśmy się z naszą egipską przewodniczką
i wsiedliśmy do autokaru, udając
się w drogę powrotną do Port Said, gdzie czekał na nas statek.
Wyjeżdżając
z Kairu, widzieliśmy ciągnące się wzdłuż głównej drogi osiedla nietypowych domów.
Są to domy bez dachu i mieszkają w nich biedacy. Dlaczego bez dachu? Domy stawiane
są w oparciu o XIX-wieczne prawo francuskie. Jeżeli dom nie ma dachu, nie jest
obiektem mieszkalnym z prawnego punktu widzenia, a zatem właściciele nie płacą
podatku. Ten stan rzeczy tolerowany jest przez władze Egiptu do dzisiaj...
Na
obrzeżach Kairu ponownie sformowano konwój...
Z Port Saidu odpłynęliśmy około
godziny 23.00. Od tego momentu rozpoczęła się droga powrotna do domu...
Rano
następnego dnia, czyli 19 września we wtorek, byliśmy ponownie na Cyprze
w porcie Limassol. Tam zeszliśmy na ląd.
Tym razem celem naszej wycieczki
była wytwórnia win KEO oraz miejscowa plaża. Nie będę przekonywał jak wspaniale
było w wytwórni win, bo to przecież oczywiste. Jak może być inaczej, gdy człowiek
przez ponad godzinę siedzi za stołem, a tam ciągle podają do spróbowania nowe
gatunki wina, a nawet miejscowe piwo?
Prawdziwym rarytasem było wino Commandaria
St. John. Wspaniały bukiet
i smak! Nie dziwię się, że wino to znalazło
się w Księdze Rekordów Guinesa, chociaż nie smak o tym zadecydował, ale udokumentowany
fakt, iż wino to jest produkowane zgodnie z recepturą pochodzącą z XI wieku!...
Po
winiarni była plaża!... Nie, nikt się nie utopił, na szczęście ;-) ...
Późnym
popołudniem odpłynęliśmy z Cypru.
Kolejnym etapem naszego rejsu była ponownie
wyspa Rodos. Znaleźliśmy się zatem ponownie w Grecji.
W porcie Rodos
na wyspie Rodos byliśmy około godziny 9.00. Była środa,
20 września.
Z
miasta Rodos pojechaliśmy autokarem na wycieczkę do Lindos. Tam zwiedziliśmy
starówkę. Był również czas na indywidualny spacer.
Z Rodos odpłynęliśmy około
godziny 18.00.
W czwartek rano, 21 września, byliśmy ponownie na kontynencie,
gdyż statek nasz zawinął do Pireusu w Grecji. Tym samym pożegnaliśmy się
z naszym hotelem-statkiem.
Kierowcy poszli na parking i podjechali autokarem.
Rozpoczął
się przejazd przez Grecję.
Z Pireusu, poprzez Ateny, udaliśmy się przez Kanał
Koryncki na Poloponez. Zwiedzaliśmy antyczny teatr w Epidauros. Krótko
byliśmy w Nauplion. Bardzo dokładnie zobaczyliśmy kolebkę cywilizacji europejskiej,
czyli Mykeny, a potem jeszcze Grób Agamemnona.
Przed godziną 21.00 byliśmy
w hotelu w Atenach, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg.
W hotelu,
po niezbędnej toalecie, była lekka kolacja, a zaraz potem wyjście na Plakę,
czyli ateńską starówkę. Tam w jednej z tawern byliśmy na wieczorze greckim.
Do
hotelu wróciliśmy po godzinie 1.00. Szkoda, że ta noc była taka krótka!...
Rano
przed godziną 8.00 odjechaliśmy z Aten w kierunku portu Patras na Poloponezie.
Był piątek, 22 września...
Kolejny raz przejechaliśmy przez Kanał Koryncki,
a w Patras weszliśmy na prom ekspresowy "Blue Star 2" (poprzednio był
Blue Star 1).
Z Patras wypłynęliśmy około godziny 12.30. Była duża fala i nezły
sztorm! Jednak dzięki stabilizatorom promu, dało się to wszystko jakoś znieść,
chociaż niektórzy mieli drobne problemy...
W sobotę, 23 września, dotarliśmy
do Ancony. Zeszliśmy na ląd około godziny 9.00. Byliśmy ponownie we Włoszech.
Z
Ancony udaliśmy się do San Marino.
Po San Marino była jeszcze Wenecja
i Plac św. Marka ( późnym wieczorem).
W stronę Polski wyruszyliśmy z Wenecji
tuż przed północą.
Jechaliśmy przez Austrię i Czechy.
W Czechach dowiedzieliśmy
się o blokadzie przejścia granicznego w Cieszynie (zablokowali go kierowcy tirów).
Trzeba było przekraczać granicę
w Chałupkach. Po prawie czterech godzinach
oczekiwania w kolejce na granicy (przed nami było "aż" 8 autokarów),
wjechaliśmy do Polski. Wysiedliśmy
w Wodzisławiu Śląskim. Autokar pojechał
do Katowic.
Z Wodzisławia Śl. pojechaliśmy do Bielska-Biasłej. W domu byliśmy
o godzinie 17.30. Była niedziela, 24 września 2000 roku....
... Kiedy po
kilku dniach dowiedzieliśmy się o zatonięciu greckiego promu (niedaleko wyspy
Paros, czyli na trasie Pireus - Patmos) i o 63 ofiarach - odebraliśmy tę wiadomość
w szczególny sposób... Przecież my płynęliśmy tą trasą i statkiem tego samego
armatora...
Ale to jeszcze nie wszystko! Po tygodniu od naszego powrotu wybuchł
kolejny konflikt między Palestyńczykami i Żydami. Miały miejsce kolejne starcia...
Były również ofiary, i to w Betlejem oraz w Jerozolimie na placu przed Ścianą
Płaczu! ... Wjazd do Betlejem i Starej Jerozolimy stał się niemożliwy!...
Świadczenia:
-
przejazd autokarem i opieka pilota,
- ubezpieczenie NW i KL,
- noclegi
na promie "Blue
Star Ferries" i statku "Nissos Kypros",
- opłaty
portowe,
- wizy turystyczne,
- posiłki na promie,
- trzy posiłki na statku,
-
przewodnicy w miejscach pobytu.
Trasa przejazdu:
Bielsko-Biała
- Katowice - Czechy - Austria - Włochy - Grecja - Cypr - Izrael - Egipt - Cypr
- Grecja - Włochy - San Marino - Austria - Czechy - Wodzisław Śl. - Bielsko-Biała
Organizator:
Biuro
Podróży "Linda"
z Częstochowy.
Koszt skierowania:
Koszt skierowania: 2390 zł.